Mumia, Szmaragd i Świątynia Przeznaczenia, czyli archeologia w kinie

24 wrz. 2009

Archeologia jest bardzo wdzięcznym i chętnie wykorzystywanym tematem w kinie od początku jego istnienia. Filmy przygodowe i kryminalne, fantastyczno-naukowe i horrory mają większy wpływ na sposób postrzegania archeologii przez ludzi niemających związku z tą nauką niż rzeczywiste poczynania archeologów. Nie ukrywajmy, dużo więcej ludzi obejrzało Mumię, Poszukiwaczy zaginionej arki czy Gwiezdne wrota niż kiedykolwiek przeczyta „Sprawozdania z sezonu wykopaliskowego prowadzone przez doktora  N. Udziarza w sezonie 1956”. Można prychać pogardliwie, oglądając nieprawdopodobne poczynania Lary Croft, trzeba jednak przyznać, że to właśnie ona wraz z Indianą Jonesem w wielkim stopniu przyczyniła się do ukształtowania wizerunku archeologa.

Warto więc zastanowić się nad takimi elementami, jak miejsca, w których rozgrywa się akcja filmu, postać archeologa i wizja jego zawodu. Interesujące jest również, czy i w jakim stopniu archeologia ukazana jest w sposób realistyczny. Bez wątpienia kontekst jest dla archeologii najistotniejszy, warto się więc zastanowić, w jakim kontekście postrzegana jest archeologia.

ARCHEOLOG

Celuloidowy archeolog występujący w filmach przygodowych, horrorach i kryminałach jest znany wszystkim. Powstała nawet jego dość humorystyczna i całkiem trafna definicja, którą stworzył Miles Russel:

„Archeolog służy do występowania w grach wideo i jest to ktoś, kto ucieka przed ścigającymi go głazami zaraz po tym, jak zbezcześcił groby świętych”.

Archeolog wystąpił w ponad stu filmach, z których większość doskonale znamy. Można zatem spróbować opisać go i stwierdzić, czy istnieje jakiś archetyp archeologa filmowego, być może  podlegający ewolucji wraz z rozwojem kina.

Jednym z pierwszych dzieł, w których się pojawia, jest Mumia egipska (1914), krótkometrażowy film przygodowy. Występuje tam profesor archeologii, starszy, roztargniony, zagubiony w świecie i całkowicie oddany swojej pracy i fascynacji Egiptem. Taki model obowiązuje przez całe lata.  Stary, siwy i niezdarny naukowiec, wykształcony na renomowanej europejskiej lub amerykańskiej uczelni, owładnięty pasją. Klasyczny typ zwariowanego profesora, często przedstawiany wręcz karykaturalnie. Tak wygląda profesor Pearson z Mumii (1932),  Indiana Jones senior w Indianie Jonesie i ostatniej krucjacie (1989), doktor Samuel Maitland (Kopalnie króla Salomona, 2004), Alex Trelawny (Mumia powraca, 1997) i ponad pięćdziesięciu innych badaczy. W Piątym elemencie (2000) profesor archeologii jest tak bardzo oderwany od rzeczywistości, że na widok przybyszów z kosmosu w złotych zbrojach i z dziwacznymi trąbami, którzy przylecieli na statku kosmicznym, zadaje pytanie: "A panowie to Niemcy?”.

Zwariowany profesor pojawia się do dziś, ale z czasem pojawił się jego młodszy rywal: awanturnik. To już nie roztargniony badacz, który orientuje się jedynie w starych manuskryptach, lecz Indiana Jones - przystojny, wysportowany i odważny poszukiwacz przygód, marzenie wszystkich kobiet, również i piszącej te słowa. Trzy filmy o przygodach Indiany (Poszukiwacze zaginionej arki, 1981, Indiana Jones i świątynia zagłady, 1984, Indiana Jones i ostatnia krucjata, 1989) w pierwszym roku zarobiły 109 mln dolarów. Roztargniony siwy profesor został zdetronizowany, a jego miejsce zajął nowy bohater. Indiana Jones i jego epigoni - Indiana Jack (Indiana Jack szuka skarbu, 2005), Daniel Jacskon (Gwiezdne wrota, 1994) i wielu innych - to już zupełnie inny typ postaci. A jednak, choć różni ich tak wiele, mają bez wątpienia kilka cech wspólnych: obaj są doskonale wykształceni pochodzą z wyższych warstw, są pasjonatami tego, co robią, oraz, co ważne, mężczyznami.

KOBIETA ARCHEOLOG

Przez cały XIX wiek i połowę XX uważano zgodnie, że archeologia nie jest zajęciem dla kobiet. Kobiety miały wstęp na wykopaliska jedynie jako żony swoich mężów archeologów. J.P. Droop pisał w 1915 roku:

"Nigdy nie widziałem przy pracy wykopaliskowej wykwalifikowanej kobiety. (...) Kobiety są czarujące, ale albo przed wykopaliskami, albo po nich, w czasie ich trwania ich urok nie jest tak oczywisty. (...) Zdarza się bowiem, że człowiek chce powiedzieć po prostu to, co sobie myśli, a w obecności dam nie może sobie na to pozwolić”.

Zdarzały się chlubne wyjątki, takie jak Dorothy Garrod, która w 1937 została pierwszą kobietą na świecie z tytułem profesora prehistorii, lecz w świecie archeologii panowali mężczyźni. Twórcy filmów  podzielają najwidoczniej tę opinię. Aż do lat osiemdziesiątych praktycznie nie było w kinie kobiet archeologów. Wyjątkiem może być Claire Hudsen, studentka archeologii (Na przepustce, 1949), czy urocza magister Zaliczka z Wyspy złoczyńców (1965), ale ta pierwsza jest  tylko studentką, a nie praktykującym archeologiem, natomiast  druga tak naprawdę zajmuje się bardziej uwodzeniem pana Samochodzika niż archeologią.  Dopiero w Poszukiwaczach zaginionej arki pojawia się kobieta archeolog - Karne Allen, natomiast w Świątyni zagłady partnerką Indiany Jonesa jest Kate Capshaw. Nie da się ukryć, że nie są one równorzędnymi partnerkami dla Indiany, choć jeśli się zastanowić, to czy jest w ogóle ktokolwiek, kto mu dorówna?

Pod koniec lat osiemdziesiątych kobiety archeolożki stają się coraz bardziej aktywne. Widać to w filmach Indiana Jones i ostatnia krucjata (1989), Pytanie do Boga (2001), czy wreszcie Tomb Raider (2001) i jego sequel z 2003 roku. W tych filmach kobiety archeolożki są przynajmniej tak dobre jak mężczyźni, a nawet ich przewyższają inteligencją i zdecydowaniem.

Warto się zastanowić nad tym stanem rzeczy. Otóż filmy przygodowe muszą zawierać kilka elementów, by przyciągnąć widza. Jednym z nich jest Romans. Kobieta będzie zatem w filmie takim samym ozdobnikiem jak egzotyczna sceneria czy skarb. Zostaje umieszczona w scenariuszu jedynie po to, by podkreślać męskość prawdziwego mężczyzny archeologa, po to, by  końcowej scenie, jak śpiewają Przybora i Wasowski, „ją objął tak ciasno jak amant ekranów i scen”. Jedyne co pozostaje autorce tych słów, to syknąć sarkastycznie, że najwidoczniej autorami scenariuszy bywają najczęściej mężczyźni.

W CO SIĘ UBRAĆ NA WYKOPALISKA

No cóż, ten problem dla twórców kina nie istnieje. Wydawać by się mogło, że wszyscy oni korzystają, w ramach oszczędności, z tego samego kostiumu. Składa się na niego korkowy hełm i nieśmiertelne spodnie khaki. Czasami występuje wersja tweedowa – czyli kraciasty kapelutek i marynarka. I rzecz jasna fajka, nieśmiertelna fajka. Pan Samochodzik, siedząc na krawędzi wykopu, pali fajkę, strząsając popiół na świeżo odkrytą czaszkę, co jak się wydaje, wcale nie przeszkadza profesorowi antropologii, który mu towarzyszy. Nie wiadomo dokładnie, z jakiego powodu archeolodzy muszą używać takiego kamuflażu, wydaje się on jednak konieczny. Zarówno hełm korkowy jak i spodnie khaki przykryte są obowiązkowo warstwą pyłu. Dopiero Indiana Jones urozmaicił ten strój o skórzaną kurtkę i założył słynny kapelusz. Wydaje się, że strój ten sam w sobie jest definicją Przygody, Poszukiwań i Niebezpieczeństwa.

MIEJSCE AKCJI

Akcja filmów rozgrywa się w wielu miejscach na Ziemi. Może to być Ameryka Południowa (Witajcie w dżungli, 2003), Indie (Indiana Jones i świątynia zagłady, 1984), Bliski Wschód (Spotkanie ze śmiercią, 1984), Afryka Północna (Złota salamandra, 1951, Klejnot Nilu, 1985) czy Afryka Wschodnia (Kopalnie króla Salomona, 1937, 1950, 1985, 2004). Bez wątpienia jednak ulubionym miejscem twórców jest Egipt. Pojawił się jako miejsce akcji już w roku 1909 w krótkometrażowym filmie Mumia egipska i wciąż jest popularny.

Ma to rzeczy jasna swoje uzasadnienie. Lata dwudzieste i trzydzieste XX wieku były okresem rodzącej się egiptomanii, która przetrwała do dzisiaj. W lutym 1923, kiedy został odkryty grobowiec Tutanchamona, ekspedycje lorda Carnavona oblegały grupy reporterów, a informacje o nich trafiały na pierwsze strony takich gazet, jak „New York Herald”. Nic więc dziwnego, że zainteresowanie Egiptem i całą archeologią znalazło odbicie w kinie popularnym. Nie ma chyba dekady bez filmu, dla którego bazą jest Egipt. Dodać należy, że kraj ten w filmach prezentowany jest w sposób daleki od realiów historycznych i kulturowych. W dowolny sposób łączy się tradycję koptyjską, kulturę arabską, Egipt faraonów i Ptolemeuszy, otrzymując bezkształtny, kolorowy, bajeczny kraj. Schemat fabuł jest bardzo podobny: grupa archeologów przyjeżdża do Egiptu, by odnaleźć grobowiec, skarb księżniczki lub kapłana. Niezbędny jest element magiczny. Może to być ożywiona mumia ścigająca grupę archeologów, tajemniczy papirus, klątwa czy wreszcie zaginiony skarb, będący zarazem bramą do innego baśniowego świata. Filmów z mumią w roli głównej było ponad pięćdziesiąt, by wymienić tylko kilka: Mumia (1914, 1932, 1999), Krew z grobowca mumii (2004), Zaklęcie mumii (1959), Przekleństwo mumii (1970) czy Zemsta mumii (2004).

Omówmy krótko Mumię z 1931 roku z Borissem Karloffem w roli tytułowej. Film, dodajmy,  będący kamieniem milowym w historii kina i zarazem wzorcem dla utworów tego gatunku. Jego akcja rozpoczyna się w roku 1921 (nota bene był to rok, w którym Carter rozpoczął ekspedycję) odkopaniem mumii kapłana Imhotepa. Oprócz mumii archeolodzy znajdują tajemniczą szkatułkę, na której widnieje informacja o klątwie dotykającej tych, którzy ją otworzą. Gdy młody student Bramwell Fletcher otwiera szkatułkę i wypowiada słowa z księgi Thota, mumia Imhotepa po prawie czterech tysiącach lat zostaje przywrócona do życia. Po dziesięciu latach, podczas kolejnej ekspedycji wykopaliskowej, zaczyna prześladować archeologów. Motyw ożywionej mumii, otwartego grobu i rzuconej klątwy powtarzać się będzie od tej pory w większości horrorów, nazwijmy to, archeologicznych. Koniecznie należy dodać, że choć była to powszechna tendencja, to jednak nie we wszystkich filmach Egipt jest skarbnicą tego, co tajemnicze, nieodkryte i magiczne. Przykładem mogą być filmy nakręcone na podstawie powieści Agathy Christie, czyli „Śmierć na Nilu” (1978) i „Spotkanie ze śmiercią” (1984). Jej mężem był archeolog Max Mallowan, a ona sama spędziła kilka sezonów wykopaliskowych na Bliskim Wschodzie i powieści pisane przez nią ustrzegły się błędów historycznych czy archeologicznych, a filmy nakręcone na podstawie jej powieści oddają rzeczywistość archeologiczną bardzo rzetelnie. No cóż, ale do tego trzeba być Agathą Christie.

CUDOWNY SKARB, CZYLI CO JUŻ ZNALAZŁEŚ

„Głównym celem pracy archeologa jest zbadanie i ukazanie dotychczasowych dziejów ludzkości. (...) Fakt odkrycia czegoś dostarcza więcej wiedzy niż odkryty przedmiot”. Te piękne słowa, oddające esencję archeologii, wypowiedział Leonard Wooley, odkrywca Ur. Oto jak opisuje codzienną pracę archeologa:

„Archeolog nie tylko zajmuje się odkrywaniem obiektów, lecz również dba o ich zabezpieczenie. (...) Kierowanie ekspedycją wykracza daleko poza posługiwanie się łopatą. Trzeba sporządzać listy płac, prowadzić korespondencję i rachunki, troszczyć się o zakwaterowanie i wyżywienie obozu. Gdy w czasie badań odkrywa się dokumenty pisane, archeolog musi znać na tyle ich treść, aby móc skonfrontować ja z pracami badawczymi i uzyskać maksymalną ilość informacji ułatwiających kierowanie wykopaliskami. Trzeba dokonywać pomiarów każdej badanej miejscowości i sporządzać plany każdej znalezionej budowli. (...) Jeśli dokumentacja nie jest naukowo wyczerpująca – sprzeniewierza się on [archeolog] nauce i lepiej, żeby w ogóle nie zabierał się do kopania. (...) Przy pracach na ruinach świątyni, gdy trzeba usunąć olbrzymie ilości ziemi, a przy tym mało jest pojedynczych obiektów, zespół badawczy może stanowić 300 ludzi”. Pisze on również: „pierwsza zasada przy odkopywaniu (...) brzmi: niczego nie wolno ruszać. Dokumentacja archeologiczna polegająca na opisie, fotografiach i rysunkach pokazywać musi każdy przedmiot na pierwotnym miejscu. Chociaż może to wyglądać na chorobliwą drobiazgowość lub na metodą stanowiącą cel sam w sobie, tak jednak nie jest. Jakkolwiek nierzadko szczegółowe badania przynoszą niewiele informacji, to jednak mogą one przynieść znacznie więcej, a ponieważ dowiedzieć się trzeba wszystkiego, badacz nie może zaniedbywać żadnego szczegółu mającego później wzbogacić wiedzę, pomimo że doraźnie nic z niego nie wynika.”

Twórcy filmów nie czytali najwidoczniej pamiętników Wolleya, gdyż ich zdaniem można praktycznie postawić znak równości między archeologią a poszukiwaniem skarbów. Zadanie archeologa polega na zdobywaniu artefaktów, a głównym motywem popularnych filmów jest poszukiwanie tajemniczego skarbu.

Wynikać to może z tendencji, które były widoczne w archeologii aż do lat trzydziestych, a także z europejskich mitologii. Motyw poszukiwania skarbu zakorzeniony jest głęboko w europejskiej tradycji. Wystarczy przypomnieć choćby pierścień Nibelungów, przygody Boewulfa, poszukiwanie Świętego Graala czy wyprawę po złote runo. Z kolei sami archeologowie i naukowcy od końca XIX wieku aż do lat trzydziestych XX koncentrowali się na wyjątkowych i spektakularnych badaniach. Były to zresztą lata wielkich odkryć przyciągających uwagę szerokich rzesz. Telegram wysłany przez Howarda Cartera do lorda Carnavona 5 listopada 1922 brzmiał: „Nareszcie dokonaliśmy wspaniałego odkrycia w Dolinie; cudowny grobowiec z nietkniętymi pieczęciami; zaczekamy z otwarciem do waszego powrotu; gratulacje”.

Max Mallowan, mąż Agathy Christie, tak pisze o odkryciach w Ur z 1926 roku: „Najsłynniejszym odkryciem Wooleya w Ur był Cmentarz Królewski, z którego pochodzi przebogaty sumeryjski skarb, jakże inny od znalezionych do tej pory. Wydaje się również nieprawdopodobne, by podobny skarb mógł zostać jeszcze kiedyś znaleziony”. Jakże łatwo zapomnieć, że lord Carnavon, prowadząc badania w dolinie Królów przez trzy lata, musiał przerzucić tysiące ton wapienia, który zalegał dno wądołu, a poszukując wejścia do grobowca obstukiwał skaliste ściany. Nikt nie wspomina, że zarówno Carnavon, jak i Howard Carter zawdzięczają swój sukces cierpliwej i ciężkiej  pracy i metodycznemu postępowaniu, a nie szczęśliwemu zbiegowi okoliczności.

Nie dziwi zatem, że Indiana Jones, pracownik jednego z amerykańskich uniwersytetów, zajmuje się szukaniem, co tu dużo mówić, skarbów. Jest to za każdym razem przedmiot obdarzony tajemniczą mocą: arka przymierza, kamienie boga Shiwa, czy wreszcie Święty Graal. Lara Croft szuka sekretnego zegara, który jest zarazem kluczem do czasu i przestrzeni. Dwójka młodych archeologów w Skarbach Damaszku (1998) szuka starożytnego  amuletu, a ksiądz archeolog w Pytaniu do Boga (2000) chce odnaleźć grób Chrystusa.

KOLONIALNA WIZJA ŚWIATA

W większości filmów popularnych oprócz tajemniczych papirusów, ciemnych mocy i mumii narzuca się jeszcze jeden element: kolonialna wizja świata. Przedstawienie Egiptu, jego zabytków i archeologii, jest odzwierciedleniem tego, co można nazwać imperialnym europocentryzmem. Jest to także odbicie ówczesnych tendencji panujących w archeologii. Howard Carter mówił: „To były wspaniałe lata dla archeologii, każdy kto miał ochotę, mógł pojechać, a jeśli przeszkadzał ci jakiś rywal, zawsze można go było pogonić z pistoletem”. Nie dziwi zatem, gdy w „Mumii” jeden z archeologów stwierdza jasno, że skarb znaleziony w Egipcie powinien powędrować do British Museum. Mówi wręcz: „Nie rozumiem, dlaczego musimy zostawiać w Egipcie to, co do nas należy”.

Natomiast Egipcjanie traktowani są jak tania siła robocza. Niezależnie od wykształcenia i statusu społecznego są ciemnymi ludźmi, w najlepszym wypadku strzegącymi mrocznych tajemnic. Jeśli są zainteresowani swoją przeszłością, to tylko z perspektywy klątw i mrocznych przesądów. Dyrektor muzeum kairskiego w „Mumii” (1999) jest członkiem tajnej sekty, wywodzącej się z czasów Ramzesa, nie wiadomo dokładnie którego. Ta wizja świata zmienia się z czasem i o ile była obowiązująca w kinie lat dwudziestych i trzydziestych, a nikt – może poza mumią księżniczki Ananke czy kapłana Mehmeta – nie kwestionował prawa archeologów do zdobytych skarbów, o tyle w późniejszym okresie widać wyraźną zmianę tego nastawienia. Jeszcze w „Złotej salamandrze” (1950) archeolog i pracownik British Museum reprezentuje prawowitych spadkobierców kultury śródziemnomorskiej, a jego zadaniem jest wywiezienie skarbów do Anglii. Mieszkańcy północnej Afryki, przedstawieni jako ciemny, barbarzyński motłoch, nie są w stanie docenić ich wartości i z tej racji nie mogą ich posiadać. Dopiero w latach osiemdziesiątych zaczyna obowiązywać polityczna poprawność, a zasada „co twoje, to moje” zdaje się zanikać – Indiana Jones zostawia święte kamienie Shiwy w wiosce, z której były skradzione, mówiąc, ze w muzeum pokryłyby się jedynie warstwą kurzu.

ZAKOŃCZENIE

Na koniec warto się zastanowić, co wynika z opisanego powyżej obrazu archeologii przedstawionego w kinie popularnym. M. Russel w książce Digging Holes in Popular Culture: Archaeology and Science Fiction twierdzi, że 98% Brytyjczyków nigdy nie miało do czynienia z archeologią. W Polsce nie prowadzono dotąd tego typu badań, ale można przypuszczać, że wyniki byłyby podobne. A zatem znakomita większość ludzi, myśląc o pracy archeologa, myśli o Larze Croft, Indianie Jonesie i poszukiwaniu tajemniczego eliksiru, który pomoże zdjąć klątwę mumii albo przynajmniej uratuje świat od obcych. Pytanie tylko, czy to źle. Filmy przygodowe nie mają na celu udzielania dokładnych lekcji historii, archeologii czy innych nauk. Mogą być fantastyczne i niewiarygodne, ale oprócz tego że bawią, potrafią inspirować ludzi i pobudzać ich wyobraźnię. Są wyrazem naszych marzeń o tym, co tajemnicze, nieosiągalne i inne niż szara codzienność w urzędzie podatkowym. Szkoda tylko, że nie pokazują w sposób równie łatwy i przyjemny całej prawdy o zawodzie archeologa i nie wspominają o wielu aspektach tej dyscypliny.