Niesystematyczny spis inwentarza. A. Kramarz, Rzeczy.

22 wrz. 2009
Pełny tekst

Andrzej Kramarz
Rzeczy

Muzeum Etnograficzne w Krakowie
Kraków 2008

Otwieram album fotografii Andrzeja Kramarza po raz kolejny. Przerzucam strony. Zdjęcia. Rzeczy. Zdejmowane przez dwa lata w słoneczne niedzielne poranki, gdy pod Halą Targową na krakowskich Grzegórzkach odbywa się pchli targ. Wyprzedaż staroci. Co przedstawiają fotografie? Żadnej nie potrafię opisać w pełni. Nie starcza mi cierpliwości. Spróbuję jakąś łatwą: rzeczy. W lewym dolnym rogu leży poziomo krzyż, nad nim lalka w ludowym stroju. Przy jej prawej ręce szklana chochla, lewą wskazuje metalową głowę Chrystusa. Na prawo od niego kieliszek, dalej wierzga jednorożec. I kolejny krucyfiks, tym razem dużo mniejszy. Poniżej krzyża znajduje się coś w większej ilości, chyba jakieś uchwyty. Powyżej kieliszki. Głowę lalki obwąchuje lwica. Za nią stoi prążkowany kot. Powyżej kota dzbanki. Na lewo od nich widelczyki i łyżeczki na drewnianej ramce… Wszystko to leży na brązowym kocu. Do tej pory przedstawiłam pół zdjęcia. Kartkuję album. Na kolejnej stronie buty ustawione w parach, pokrowiec do aparatu Lomo, magnetofon jamnik. Następne zdjęcie. Ordery, jeden podpisany: „Wiesław Kolarz, z okazji X-lecia Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej”. Na prawo zegarki, zapalniczka w oryginalnym opakowaniu, książka Bagnet wojskowy. Kartkuję dalej: myszy komputerowe, klucze, żelazka, suszarka do włosów, zegarki, budziki, pocztówki, zdjęcia, figurka łaciatej krowy ze złotym dzwonkiem, gipsowe głowy, drewniane głowy, leżące jelonki, głowa Adolfa Hitlera, płyta Romana Gerczaka, film Titanic, książki Seks doskonały, Pasjans erotyczny, Kamień filozoficzny, Fenomen kosmosu, komórki, ładowarki, klawiatury, figurki kotów, figurki świętej rodziny, napis długopisem „Arka 9,-” na tekturze, wypchane zwierzę na lakierowanej gałęzi, kanapki z kawiorem… Wszystko.

Fotografie fascynują i wzbudzają wstręt jednocześnie. Na spotkaniu autorskim zostały porównane do wystawy w muzeum Auschwitz. Dariusz Czaja skojarzył je ze śmiercią, Antoni Bartosz – z życiem. Dla mnie stanowią niesystematyczny spis inwentarza – martwego od przynajmniej stu lat. Rzeczy skrzętnie gromadzone, zbierane na różne sposoby, poukładane starannie jedna przy drugiej, tworzą misterne kompozycje. Żadnej z nich nie można wyrzucić. Ale czy kiedykolwiek udało się którąś sprzedać? Nie zapominajmy, że pod Halą Targową wystawiono je na sprzedaż właśnie. Tak przynajmniej mogłoby się wydawać.

Wpatrując się w zdjęcia dłużej, zauważam, że pewne przedmioty się powtarzają. Niektóre stoiska najwyraźniej zostały sfotografowane dwa razy w różne niedziele. Dinozaur McDonald’s, na pierwszym zdjęciu zupełnie nowy, na kolejnym leży już mocno poplamiony. Musiał się pobrudzić od zardzewiałego żelastwa, pośród którego się znalazł. Obniżenie jego wartości wymiennej najwyraźniej nie wzruszyło handlarza, który, na co wskazują fotografie, wystawia go dalej.

Więc może nie „handel”, lecz „wystawa” właśnie, to słowo klucz dla zrozumienia grzegórzeckiego fenomenu? Rzeczy porozkładane pod Halą Targową stanowią swoiste trofea, efekty wieloletniego zbieractwa. Początkowo skrzętnie gromadzone przez właścicieli, jakimś sposobem trafiają w ręce handlarza-kolekcjonera, aby wzbogacić jego coniedzielną prezentację. Zostają wyrwane z kontekstu szuflad, szafek, serwetek, meblościanek, kredensów, stoliczków oraz półeczek, wydobyte z salonu, pokoju dziecięcego, warsztatu albo kuchni, pogrupowane i rozłożone na plandece, tekturze czy folii.

Niech nikt mi nie mówi, że wśród rzeczy panuje chaos. Porozkładano je według różnorakich porządków. Obok syfonu leży oryginalnie zapakowany filtr do oczyszczania wody pitnej, książkom towarzyszą okulary. Na kolejnej stronie stoisko leśne: róg myśliwski, świątki z drewna i poroża. Ładowarki w wielkiej liczbie kłębią się na niebieskiej folii niczym organizmy wodne. Nie jestem do końca pewna, czy to wprawionemu oku fotografa (a może czasem i dłoni) należy zawdzięczać tę kompozycyjną ekwilibrystykę, czy też jest to zasługa estetycznego zmysłu zbieraczy, którzy tak misternie porozkładali swe zbiory. Wszak „inteligencja twórcza jest cechą ludzką, gatunkową, może biologiczną, pozahistoryczną i pozaspołeczną”, pisał Stefan Czarnowski sto lat temu.

Niektórzy handlarze o nastawieniu semantycznym specjalizują się w zbieraniu określonej grupy rzeczy: zegarowych tarcz i mechanizmów, dawnych fotografii oraz pocztówek. Inni kolekcjonują różne przedmioty, kierując się raczej estetycznym porządkiem. Na jednej folii obok siebie kładą różańce, każdy zwinięty w kłębek z krzyżykiem na wierzchu niczym grzechotnik, na prawo zegarki, małe wazoniki, trochę większe wazoniki, duży wazon, poniżej na plastikowej tacy pierścionki, sztućce, pióra i długopisy, powyżej podzespoły komputerowe. Komponują świetnie. Kryteria rozmiaru i barwy bywają dla nich ważniejsze od znaczenia. Obok płaskich pagonów leżą równie płaskie podstawki pod piwo. Białe wizerunki Serca Jezusa i Matki Boskiej rozdzielają czarne figury siedzących kotów. A wszystko to na wspaniałych tłach. Złote klucze na niebieskiej plandece składają się na kolory boskie, złota biżuteria i inne bibeloty na czerwonym materiale – barwy monarsze. Powstaje iście muzealna ekspozycja, muzeum Kantorowskich przedmiotów „niższej rangi”.

Swoistą cechą fotografii jest kadrowanie, wyrywanie z kontekstu. W tym wypadku mamy do czynienia z wyrwaniem drugiego stopnia, gdyż po raz pierwszy przedmioty wydobyli handlarze-zbieracze, rozkładając je z surrealistyczną fantazją na kocach i plandekach. Fotograf dostrzegł tylko efekt ich działań. A może aż dostrzegł? Sfotografował rzeczy w sposób dla nich odpowiedni. Wszystkie zdjęcia wykonał pod kątem prostym, z góry, bez winietowania czy rozmyć ostrości. Każdy przedmiot jest dobrze widoczny, oświetlony naturalnym, ale nieostrym światłem. Fotografia wykorzystywana jest tutaj jako medium możliwie przezroczyste, tak jak w przypadku zdjęć eksponatów muzealnych.

Rzeczy na jednym ze zdjęć zostały w albumie opisane w taki sposób, jak opisuje się eksponaty na wystawie: „figurka Najświętsze Serce Jezusa – porcelana, odlew z formy, malowany, złocony, wys. ok. 15 cm. Na czworościennym postumencie o nachylonych ściankach wysmukła postać brodatego mężczyzny w długich, pofałdowanych, białych szatach, lewą ręką wskazującego na czerwone serce na piersi. 1 poł. XX w., nieokreślony warsztat częstochowski”, „dzwonek kloszowy – mosiądz, odlew z formy, średn. ok. 6 cm. Niski, szeroki, z wywiniętym na zewnątrz wieńcem i niewielkim, kabłąkowatym uchwytem. XX w., wytwórnia nieokreślona”, „wieszak – mosiądz; odlew z formy. Podwójny, esowaty, z kolistą tarczką z dwoma otworami na śruby. 1. poł. XX w., pochodzenie nieokreślone”.

Nie należy się dziwić, że wydawcą albumu jest muzeum etnograficzne. Wszak stanowi on zapis działalności rzeszy zbieraczy, etnografów amatorów, którzy uprawiają muzealnictwo nieprofesjonalne. Nie ma też nic dziwnego w tym, że zauważył ich fotograf. Fotografia była ulubionym medium surrealistów. Trzeba oka artysty, by dostrzec w starych śmieciach wartość ekspozycyjną i przenieść je na zdjęciach z targowej graciarni do galerii ZPAF. Trzeba też etnograficznego surrealizmu, by uznać je za materialny zapis minionego wieku równy (czy nawet lepszy, jeśliby za kryterium przyjąć cenioną powszechnie „autentyczność”) ekspozycjom muzealnym.

A może warto zaryzykować? Krakowskie Muzeum Etnograficzne, oddział Grzegórzki, plac pod Halą Targową, czynne w niedziele między 7 a 14 lub do ostatniego zbieracza.